Kim jest John Ford, każdy szanujący się fan kina bardzo dobrze wie. Ojciec westernu, twórca "Poszukiwaczy", "Dyliżansu", trylogii kawaleryjskiej i "Gron Gniewu". Są to dobre filmy, ba, świetne,
Kim jest John Ford, każdy szanujący się fan kina bardzo dobrze wie. Ojciec westernu, twórca "Poszukiwaczy", "Dyliżansu", trylogii kawaleryjskiej i "Gron Gniewu". Są to dobre filmy, ba, świetne, ale są też tak znane, że trudno powiedzieć o nich cokolwiek nowego. Żeby obiektywniej przekonać się o talencie Forda, najlepiej więc obejrzeć któryś z jego mniej znanych filmów. Nie jest to takie trudne, ponieważ Irlandczyk filmów nakręcił co niemiara. W jego filmografii znalazłem "Spokojnego człowieka". Melodramat z Johnem Waynem to, powiedzmy sobie otwarcie, nie jest najlepsze hasło reklamowe, ale film zdobył dużo nagród i miał bardzo dobre recenzje, więc postanowiłem go obejrzeć. No i stało się... "Spokojny człowiek" okazał się filmem znakomitym, żywiołowym, świetnie zagranym, mistrzowsko wyreżyserowanym i poruszającym bardzo ważne problemy w przystępny sposób. Jest też przykładem niesamowitej wytrwałości i miłości do kina. Pierwowzorem scenariusza było opowiadanie Maurice'a Walsha opublikowane już w 1933 roku. Wtedy też przeczytał je Ford i od razu zapragnął je zekranizować. Musiał jednak czekać dziesięć lat i nakręcić wspomniane klasyki, żeby ktoś zgodził się finansować tę produkcję, a potem jeszcze dziesięć, żeby ruszyła produkcja. Efekt okazał się znakomity. Niemłody już Ford potrafił nakręcić film kipiący aż od energii i dopracowany w najdrobniejszym szczególe. Od fantastycznych zdjęć i kostiumów po genialne sceny zbiorowe. Różni się od wielu melodramatów także tym, że utrzymany jest w wyraźnie komediowej tonacji, postaci są często przerysowane, walki komiksowe, a muzyka bardzo żywiołowa. Nie zmienia to jednak faktu, że pod tą całą otoczką jest to film niesamowicie poważny. Opowiada o człowieku (John Wayne), który był bokserem i zabił na ringu przeciwnika. Prawo nie dostrzega tu przestępstwa, ale surowe katolickie sumienie mówi zupełnie co innego. Thornton rezygnuje więc ze sportu i wraca do rodzinnej posiadłości w Irlandii. Na miejscu wydaje się jednak, że spokoju raczej nie znajdzie. Irlandczycy są ludźmi bardzo kłótliwymi, a Thornton szybko popada w konflikt z miejscowym rozrabiaką (Victor McLaglen). Okazuje się jednak, że zetknięcie z ludźmi, którzy podzielają jego poglądy, działa na Thorntona znakomicie. Jest w stanie pogodzić się z tym, co zrobił i żyć normalnie. Film ma też jeszcze wątki poboczne: wątek miłosny, wątek trudnego powrotu do ojczyzny, dużo wątków komediowych, ale problem sumienia głównego bohatera jest bez wątpienia najważniejszy, w czym olbrzymia zasługa znakomitego aktorstwa Johna Wayne'a. Tak, tak, aktor przez wielu uważany za jedną z największych pomyłek ekranu był naprawdę dobrym fachowcem, a Ford bez wątpienia wiedział, jak się prowadzi aktorów. "Spokojnego człowieka" bez dwóch zdań warto obejrzeć, bo to znakomite, poruszające kino bez nadmiaru patosu.