Film widziałem przedpremierowo w kinie. Liczyłem na produkcję, która chwyci mnie za serce i zostawi z wieloma przemyśleniami jak np. "Bogowie" czy "Najlepszy". Niestety historia Macieja Berbeki ukazana jest bardzo szczątkowo. Twórcy skupiają się na ukazaniu próby zdobycia Broad Peak w 1988 roku a pozostałe wydarzenia potraktowane są bardzo po macoszemu.
Fakt odkrycia przez Berbekę, że jednak nie zdobył szczytu a koledzy go oszukali powinien być momentem kulminacyjnym, czymś co spowoduje nomen omen lawinę wydarzeń i emocji a poświęca się temu tylko jedną scenę i kilka zdań podczas radiowego wywiadu.
Dodatkowo nie wykorzystano potencjału Mai Ostaszewskiej tworząc z niej postać wyrozumiałej żony, która niemal bezkrytycznie przyjmuje kolejne niebezpieczne pomysły męża - aż prosiło się o scenę jakiejś emocjonalnej kłótni a nic takiego nie miało miejsca. Postać Ewy Berbeki ograniczono do kilku scen.
Kiedy spodziewałem się finałowej, dramatycznej sekwencji to film... się kończy. Nie rozumiem decyzji, by nie pokazać nam momentu śmierci Berbeki i Kowalskiego, tylko zakończyć film dwoma zdaniami napisów na ekranie. Nie wykorzystano potencjału świetnych aktorów, których zaangażowano - tylko Czop ma coś dramatycznego do zagrania. Wspomniana wcześniej Ostaszewska, Simlat, Głowacki robią za tło i postacie nawet nie drugo- a trzecioplanowe. A Ogrodnik, który gra Adama Bieleckiego jest niemal niezauważalny.
Duży plus za piękne i majestatyczne widoki gór, niektóre ujęcia zapierają dech w piersiach. Muzyka Targosza również podkreśla klimat - ale to za mało, by film został w mojej pamięci na dłużej.
generalnie się zgadzam, ale w jednej kwestii mam inne zdanie. Mam wrażenie, że za mało czasu minęło by "pokazać" śmierć. Rodzina i znajomi. Z ich uczuciami się liczono. A bez ukazywania prawdziwie wyglądającej śmierci w górach (nie jest to zazwyczaj "przyjemny" widok) nie ma sensu pokazywać jej w ogóle. To w jaki sposób przedstawiono ten czarny (nie jeden) moment w tej "dyscyplinie życia" był w mojej ocenie odpowiedni. Lepiej się nie dało. Nie teraz. A może nigdy.
Co do kłotni z Ostaszewską to raczej odpada, raz że prawdopodobnie taka była, cicha, przyklaskująca pomysłom męża, dwa film konsultowano z rodziną Berbeków, więc " wygładzono" wszelkie kontury
Nie trzeba było pokazywać tej śmierci, bo byłaby to kopia sceny z pierwszego wejścia. Tylko wtedy facet wyszedł z tej śnieżnej jamy na przełęczy, a potem już nie miał na to sił. Po co było to dublować?
Nigdy nie znaleziono ciała Berbeki więc nie ma pewności w jakich dokładnie okolicznościach zmarł. Twórcy słusznie założyli że nie będą zgadywać.
Nie znaleziono, ale Kowalskiemu wydawało się że siedzi sobie z Maćkiem. mając historię tej tragedii to naprawdę zmarnowany potencjał.
No właśnie, Kowalskiemu wydawało się ale nie ma na to dowodów. Wielicki powiedział, że ani razu nie usłyszał głosu Berbeki podczas zejścia więc gdyby byli razem to chyba by się odezwał? Z tego co słyszałem to Berbeka prawdopodobnie wpadł do szczeliny, znaleziono liny poręczowe prowadzące właśnie tam podczas akcji poszukiwana ciał. Kowalskiego znaleźli.
Berbeka w ogóle się nie odzywał. Jedyny kontakt z bazą był ze szytu. Był widziany jeszcze podczas schodzenia. Naprawdę będą artysta-rezyserem można było to pokazać na kilka sposób bez pokazywania umierającej postacji na ekranie.
I co mieli by pokazać? Jak robi kilka kroków ze szczytu? Ciała do tej pory nie znaleźli i nie wiadomo co się stało przy zejściu, więc właśnie najlepszym rozwiązaniem było wspomnieć co się stało, zamiast zgadywać i wymyślać jakąś wizualizację.
Tyle dobrego, że nie dali Ostaszewskiej więcej jak kilka linijek tekstu. Niestety, moim zdaniem, to marna aktorka, w każdej roli taka sama - taki sam wyraz twarzy, rozmemłana, trochę jak kukiełka.
Marna aktorka? XD Wybitna aktorka, przede wszystkim teatralna, która niestety źle jest obsadzana w polskim kinie.