Cały ten film to tylko something, something, something, ot dlatego, bo MacFarlane ma zajawkę na Star Warsy więc jeśli ktoś - jakimś fartem - ma pierodlca zarówno na punkcie Family Guya, jak i Gwiezdnych Wojen to wówczas powinno się spodobać. W innym przypadku nie ma co do tego nawet przysiadać. Sam znam wszystkie filmy z uniwersum SW, ale do chorego fanatyzmu mi dosyć daleko więc i familyguyowa adaptacja nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia, nie mówiąc już o śmianiu się.