Film jest w miarę interesujący do chwili, kiedy ujawnia się morderca. W tym momencie widz zaczyna się zastanawiać jak taki geniusz zbrodni mógł się tak głupio zdemaskować. Potem okazuje się, że to żaden geniusz, tylko wariat z kompleksami. Niedawno oglądałam "Czerwonego smoka" i mogłam sobie porównać śledztwa w tych filmach - w "Złodzieju..." prawie nie ma pokazanej pracy policji "od kuchni" - wnioski postać Angeliny zdaje się wyciągać chyba telepatycznie. A skoro jest tak uzdolniona w dedukcji, to powinna na samym początku domyślić się, kto jest mordercą? Nie uważam Angeliny za szczególnie dobrą aktorkę, ale w tym filmie była beznadziejna. Potrafiła tylko robić sztuczne miny, przez to jej postać była nieautentyczna. Film nadaje się chyba tylko dla fanatyków Angeliny Jolie, którym to nie przeszkadza.