Moim zdaniem byli lepsi. U mnie na pierwszym miejscu był David Fincher, na drugim David O. Russell, na trzecim Darren Aronofsky, a dopiero potem Hooper (i na końcu bracia Coen). Oczywiście jeśli chodzi o tegoroczne Oscary, bo za całokształt kolejność byłaby inna.
Kto to w ogóle jest ten Hooper, ja się siebie pytałem. Widać, że został przez ostatnie miesiące nieźle promowany wśród wielkich akademików.
Moim zdaniem miał sporo szczęścia, że Akademia najlepszych reżyserów roku (Polańskiego, Nolana, Mike'a Leigh) nie nominowała. Natomiast z nominowanej piątki był najlepszy. Jedynym, który mógł mu zagrozić był Fincher, ale on zasługuje na zwycięstwo za jakiś lepszy film niż "TSN".
Tak więc Hooperowi gratuluję. Poza tym bardzo sympatyczny z niego facet - trzeba mu to przyznać.
Acha - gdybyśmy rozpatrywali "całokształt" to Hooper byłby tylko przed Russelem u mnie. Ale nie rozpatrujemy "całokształtu" tylko konkretne filmy. "Prawdziwe męstwo" to dość przeciętny western, "Fighter" - dość przeciętny film sportowy, "Czarny łabędź" w ogóle się Aronofsky'emu nie udał. Tak więc w gruncie rzeczy walka była Hooper kontra Fincher - reszta się nie liczyła.
zasłużone? nie, nie i jeszcze raz nie! on nie załużył na taką nagraodę jaką jest Oscar!
ta akademia chyba nie wie co to jest tak naprawdę reżyseria!
ja się pytam : gdzie jest Oscar dla Davida Finchera?!
nigdy bym nawet nie pomyślała, że taki reżyser możę dostać Oscara!
brak słów...
Wygrał największy rzemieślnik ze wszystkich reżyserów w stawce, człowiek, który tylko sprawnie zrealizował dobry scenariusz. Nie spieprzył go, ale i nie wyniósł ponad litery.
tak czytam te wasze wypociny i się zastanawiam czy wy w ogóle potraficie ocenić pracę reżysera? czy typujecie po nazwiskach czy wg. waszego widzi mi się?
Moim zdecydowanym faworytem w zestawieniu oscarowym był Aronofsky. Przede wszystkim nadał opowieści o balrinie-perfekcjonistce quasi dokumentalną formę, dzięki czemu udało mu się znakomicie przesiąknąć do świata baletu. Strona wizualna filmu również budzi respekt ze względu na kreatywność: chociażby pomysł na to, by kamera "tańczyła" wraz z bohaterką, pokazując nie samą choreografię, ale jej twarz - która wyraża niezwykłe poświęcenie i związane z tym cierpienie. Nie wspomnę także o stronie muzycznej, która doskonale dopełnia obraz. Nad wszystkim doskonale zapanował Aronofsky. Myślę, że o "Jak zostać królem" nie można powiedzieć, iż to dzieło "hooper'owskie", podejrzewam, że każdy inny niezłej klasy reżyser seriali telewizyjnych zrealizowałby na podobnym poziomie ten film. Z kolei "Czarny łabędź" z pewnością nie byłby tym samym "Czarnym łabędziem" bez Aronofsky'ego. Bo nadał tej historii swoje autorskie i niepowtarzalne spojrzenie.
tak, jest tak autorskie że zęby bolą! nawet scenariusza nie napisał.
Szanuję go, ale BS jest naprawdę niskich lotów.
Oglądam sobie "Johna Adamsa" i utwierdzam się w przekonaniu, że nazywanie Hoopera "rzemieślnikiem" jest w największym stopniu nieuzasadnione. Gość jest znakomitym reżyserem. Fakt, że w "Jak zostać królem" nie pokazał pełni swoich możliwości, ale i tak moim zdaniem wygrał zasłużenie. Serial HBO polecam.
moim zdaniem "Jak Zostać Królem" to bardzo dobrze zrealizowany film i nie dziwię się decyzji Akademii. Choć uważam, że bardziej spektakularny pod względem ujęć był "Czarny Łabędź", ale być może po prostu lubię filmy Arofonsky'ego.
Akademia się pogrążyła dając temu człowieku statuetkę w tej kategorii. Jeśli chodzi o sam film dla mnie "The Social Network" lepszy od "Jak zostać królem", zaś król lepszy lepszy od "Czarnego Łabędzia", ale jeśli chodzi o reżyserkę to zarówno Fincher jak i Aronofsky biją na głowę Hoopera i z tych dwóch statuetkę dałbym Fincherowi.